Strony

niedziela, 12 kwietnia 2015

tak sobie chodzę i myślę... post przegadany.

A czasu na myślenie jest, zwłaszcza, że lubię chodzić sama...
Wiem, że to nietypowe, że z reguły większa motywacja jest w towarzystwie.... ale nie u mnie. Może dlatego, że to jest mój czas na poukładanie dnia, przemyślenie pewnych spraw, zaplanowanie innych. Trochę mi głupio, gdy padają propozycje wspólnego chodzenia a ja się muszę tłumaczyć, że nie... ale robię to, bo postanowiłam być asertywna ;-).
Chodzę kiedy chcę ( mogę!), gdzie chcę, w tempie jakie mi odpowiada... i nie muszę gadać o pierdołach ;-))) na gadanie jest czas przy kawce, na fotelu ;-))

Jak widać chodzenie wkręciło mnie mocno, i jeśli macie ochotę śledzić moje osiągnięcia to pod postem jest wklejka z aktualnymi danymi: km, czasy, prędkość.... nie ma tylko kalorii, a tych spaliłam już blisko 20 000 ;-)).

No i wracając do tytułu: chodzę i myślę...
Po pierwsze: dlaczego to chodzenie tak mi pasuje??? czyli o wyższości chodzenie nad.... wszystkim innym!!!

1. chodzenie nie obciąża tak kolan jak np. bieganie, co w przypadku dużej masy jest nie do uniknięcia
2. wysiłek jest w miarę jednostajny, a jak wiemy aby spalić tłuszcz, należy ćwiczyć co najmniej godzinę ( 1,5 h chodzenia to 0,5 godz. spalania )
3. chodzenie po pagórkowatym terenie daje efekt zmęczenia pod górkę, ale jak schodzimy, nadal spalamy ( na rowerze pod górę można dostać zawału, a z górki nie robisz nic....)
4. wyszczuplamy łydki- taki ma efekt chodzenie a bieganie i jazda na rowerze  ( gdy naciskamy na pedały palcami) buduje łydy jak u panczenisty....( już i tak nie mogę nosić kozaków...)
5. wysiłek jest akceptowalny- czujesz zmęczenie,  pracujące mięśnie ale nie padasz na ryj i nie mas wrażenia, że wyzioniesz ducha...
6. Można chodzić nawet po posiłku: bieganie, czy aerobik  z pełnym brzuchem jest nie do  wykonania!!
7. chodzenie jest za darmo ( rower nie, aerobik, siłownia też nie!)
8. w trakcie chodzenia obserwujemy przyrodę, możemy też pomóc jej przedstawicielom: ileż uratowałam żab, które niechybnie zostałyby rozjechane ;-))
9. no i mamy czas dla siebie! można myśleć, słuchać....no i spalać tłuszczyk, wzmacniać mięśnie, rzeźbić pupsko....  po prostu zajęcie doskonałe...


jeden minus- trzeba mieć czas.... no ale na inne aktywności sportowe też jest on potrzebny!!!

Reasumując : chyba się uzależniłam!


Mam też przemyślenia bardziej utylitarne, sprowadzające się do starego powiedzenia: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia....

Chodzę po  wiejskich drogach, które nie są tak do końca wiejskimi, bo nasze wsie też już do końca wiejskimi nie są.... całe osiedla domków jednorodzinnych, dużo ludzi, dobre fury... a drogi wąskie.... co z tego, że w większości asfaltowe? brak pobocza nie mówiąc już o chodnikach dla pieszych....

Jestem kierowcą z wieloletnim, dużym doświadczeniem, swego czasu robiłam blisko 50 000 km rocznie po całej Polsce, myślę, że dość dobrze znam przepisy, nie miałam nigdy wypadku z udziałem innych użytkowników dróg....
Teraz jestem częściej pieszym, wiec patrzę  z drugiej strony....
I potwierdzam sobie tylko to , co uważałam od dawna, czyli o tym punkcie widzenia...

Jak już ktoś usiądzie za kierownicą, to staje się królem! On ma rację i panuje! piesi z drogi! chodzi toto jak święte krowy, nawet nie zejdzie na pobocze!! Przecież ja się spieszę, muszę kupić marchewkę!!! z drogi!!!

Ten sam kierowca, gdy wybierze się z rodziną na spacer, pomstuje na innych kierowców: nie widzisz, że idę z dzieckiem!!! czego tak pędzisz!! gdzie mam zejść, przecież zaraz jest rów, to Ty musisz uważać, pieszy na drodze to świętość!!!

A nawet sobie nie wyobrażacie ile spotykam osób chodzących nie tą strona drogi! od matek i babć  z dziećmi przez dorosłych po wycieczki klasowe!!!
Nic dziwnego, że kierowcy się wściekają....
Albo idzie grupa, trzy osoby, zajmują pół drogi, samochód musi się zatrzymać przed nimi, bo z naprzeciwka jedzie drugi.. i co? wielkie oburzenie, że samochód staje im na drodze, że muszą ominąć poboczem!!!!

A z drugiej strony- wąska droga, teren  zabudowany- samochód mija mnie z taką prędkością, że pęd powietrza podrywa włosy.... lusterko prawie uderza w rękę....
I są to ludzie , których często znam, czasem widzę w pędzącym samochodzie nauczycielkę, czasem ojca, który narzekał na zebraniu wiejskim, że na jego osiedlowej drodze kierowcy jeżdżą za szybko....


Wniosek jest jeden- nie potrafimy myśleć szerzej, mamy jednotorowość: albo kierowca- król szos, albo pieszy-święta krowa.... wczucie się w drugą stronę nie wchodzi w grę ;-(

Mam nadzieję, że generalizuję, i że nie jest tak źle... ale...

Idę!! dzisiaj zaplanowałam sobie 7 km spacerek, niedziela, ruch będzie mniejszy ;-))

całuski
ystin


środa, 8 kwietnia 2015

Autor, autor!!!

że to niby ja ;-P.
Oczywiście potrzebny duuuuży cudzysłów!!

Gdy w zeszłym miesiącu redaktor naczelna magazynu ILOBAHIE CREATIVE, Katarzyna Jurczenia zaproponowała czytelniczkom zabawę w  obfotografowanie swoich "cennych śmieci", pomyślałam : czemu nie?
Jak wiecie mam sporo takich cudeniek , choć trzeba przyznać, że stylistyką odbiegają od norm przyjętych dla  " cennych znalezisk"..... to raczej tzw. szpeje....

Ale!
 ułożyłam kilka na podłodze, pstryknęłam zdjęcie:



i posłałam z opisem , myśląc:  - i tak już jest fajnie, nie musi być publikacji!

A tu proszę, załapałam się !!


Jeśli chcecie poczytać, kliknijcie TU.

Prawda, że te znaleziska są bardzo "moje" ?? chyba nikt inny nie uznałby ich za rzeczy warte pokazania :-)).

Generalnie polecam  magazyn ILOBAHIE CREATIVE ( TU można się zapisać na bezpłatną prenumeratę ) wszystkim, którzy lubią piękne , nieco skandynawskie, na pewno oryginalne i raczej minimalistyczne wnętrza, nietypowe ozdoby i tzw "piękno w brzydocie".
A o Kasi Jurczenia i jej projektach, o jej firmie ILOBAHIE możecie poczytać TU.


Miłego tygodnia
ystin


piątek, 3 kwietnia 2015

zamiast ;-))

Powinnam malować pisanki ( może jutro się zbiorę...) albo dekorować dom ( jednak TE ozdoby to wszystko na co mnie stać w tym roku...). Na obronę mam fakt, że okna umyte, podłogi umyte, kurze pościerane!!!
A zamiast tego, w ramach relaksu, pomalowałam /pokropkowałam sobie tacę ( jak wiecie u mnie tace zawsze i wszędzie !!!):


Tak naprawdę to jest blat od stolika z IKEA, który miał u mnie lepsze i gorsze momenty, ostatecznie wylądował w łazience ( przeciwnicy TEGO zardzewiałego stolika odetchnęli z ulgą ;-) niestety zardzewiałek, choć bardzo go lubiłam i wyglądał pięknie , musiał posłużyć za podstawę do drukarki- jedyny miał pasujące wymiary....) i jest miejscem na kosmetyki kąpielowe:


Sprawdza się idealnie, bo nic się nie ma szansy wywrócić i spaść ;-))
A dekielek przykrywający, będący blatem to właśnie wspomniana taca.

Została w łazience i przyznacie, że miejsce znalazłam dla niej dość nietypowe:






no i to tyle w temacie łazienki i tacy;-))

całuski
ystin