Strony

niedziela, 29 kwietnia 2012

Nowy członek naszej rodzinki

Moje drogie, przestawiam Wam Bellę:


Bella jest rocznym mieszańcem i dzisiaj została przywieziona ze schroniska.
Jest bardzo spokojna i ostrożna, choć lubi się tez bawić:


Jak pamiętacie nasz ostatni pies, Vera, został otruty, było to prawie rok temu...

Bella jest bardzo podobna do naszej ukochanej suni, Gabi, która była z nami 13 lat i też wzięlismy ją ze schroniska...miała 4-m-ce i okazało się, że jest bardzo chora, praktycznie na granicy śmierci... jakos się udało kroplówkami i surowica ja odratować a mój mąż powiedział wtedy, ze to będzie pies, który będzie z nami najdłużej... i miał rację... w między czasie był Max- wielkie, czarne bydle błąkające się przy blokach- wybrał ucieczkę po kilku miesiącach u nas. Potem był Gustaw- mały mieszaniec , który miał być owczarkiem kaukaskim, zakupiony prze męża na dworcu w Krakowie. Śmiejemy się, ze to owczarek peronowy...
Gucia potrącił samochód...
Potem była Bella, suczka którą znalazłam na poboczu drogi, była chyba potrącona przez samochód, bo po kilku dniach u nas dostał paraliżu całego ciała- dwa miesiące jeździłam z nią na kroplówki, wyszła z tego , ale po kilku latach rozwinął się u niej rak i musieliśmy ją uśpić...
Potem kupiliśmy Verę a Gabi była juz stareńka i bardzo chora... podjęliśmy najtrudniejszą decyzję w życiu...
No i teraz jest Bella. która troszkę przypomina Gabi, ma tylko bardziej miękkie futerko... mam wrażenia jakby była w niej jakaś cząstka naszej Gabuni ...


Jestem pewna, ze będzie to mily, kochający pies, teoretycznie jest Franka ( Rafciu ma żółwia) ale pokochamy go wszyscy...





Pozdrawiam serdecznie

piątek, 27 kwietnia 2012

sutaszowa rozgrzewka

Już tak dawno nie trzymałam w rękach sutaszu, że troszkę się bałam, czy nie zapomniałam...
mam  w planach dokończenie większego projektu wiec muszę się troszkę rozruszać i na to rozruszanie uszyłam kolczyki , które miłay byc " ciemne i na co dzień".
O ile pierwsze wyszło,to drugie... no nie wiem...

Purple dream- muszla Paua, szary i fioletowy sutasz, fazowane koraliki Jabloneksu, srebrne bigle , długość- 5 cm bez bigla.


na półgłówku:



na łonie natury z błyskiem...:


Na ile oceniacie ich " codzienność" w 10 pkt. skali? ( 10 to codzienność maxymalna ;-)).

Całuski

środa, 25 kwietnia 2012

Lampa w wiatrołapie: marzenia i rzeczywistość...

Gdybym miała dużo kasy , w moim wiatrołapie wisiałoby to:



( Żyrandol "Lustre Bergerac" firmy Maison Creative, zdjęcie pochodzi z miesięcznika "Dobre Wnętrza" nr, 4, kwiecień 2009)


Niestety nie dysponuję wolną kwotą 2840 zł, więc zawisło u mnie to:


za niecałe 3%  ceny...oczywiście allegrowy zakup...

Chciałam go pierwotnie malować na biało, ale chyba ginąłby na tle ścian, wiec tylko świeczki pomalowałam, bo oryginalne były żółtobeżowe...
No i tak sobie wisi , choć jakby mi kto z 5 lat temu powiedział, że będę mieć taki tradycyjny żyrandol to bym chyba nie uwierzyła...





No i racje miały te z Was, które napisały, że do zimy czekania nie będzie... ale powiem Wam, że nic nie musiałam kombinować, mój mąż bowiem, jak tylko zobaczył, że żyrandol jest, powiedział: no to co, wieszamy!! 
Byłam w szoku, ale on stwierdził , że tak mu się ten wiatrołap podoba (tak! tak!! tak!!!), że musi dorzucić swoje "trzy grosze" do wykończenia...

A na koniec małe zanęcenie ( jak to robią niektóre koleżanki blogowe i kuszą co chwila   jakimiś tajemnicami...) , a co ja też:




to część mebla, który będę liftingować w weekend...


A dzisiaj paluszki mnie swędzą do sutaszu....


całuski serdeczne
♥



poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Czereśniowe kwiaty i...kurz...

W końcu za oknem mojej sypialni ( która jest na pięterku, więc i widok z wysoka) mogę podziwiać cudny spektakl jaki przygotowała dla mnie  czereśnia: ubiera się w coraz większą ilość bielutkich kwiatuszków!

Wraz z działką staliśmy się posiadaczami starego czereśniowego sadu i choć powoli niestety drzewa umierają i zastępujemy je nowymi, to nic nie przebije wyglądu ogromnej czereśni obsypanej kwiatami, zwłaszcza gdy jest na "wyciągnięcie" ręki ...



Kwiatów jest z godziny na godzinę więcej:



Ale nie tylko ja je podziwiam, i czekam na owoce:

Szpacze małżeństwo też- najpierw będą sobie wić gniazdka, a potem karmić czereśniami młode- a niech im na zdrowie- czereśni jest w bród, a z tych górnych partii to nikt nie daje rady ich i tak oberwać!

A o co chodzi z tym kurzem?
otóż jakiś czas temu ( prawie rok) natrafiłam na taką oto kartkę, można powiedzieć, że scrapbookową:



Kartka mnie powaliła totalnie ( jest na niej prawdziwy kurz , Lea twierdzi , że spomiędzy żeberek kaloryfera...) i od tej pory stałam się namiętną obserwatorką poczynań jej autorki.
A autorką jest Lea z bloga Lea entre-temps.
jeśli wiec lubicie nietypowe kartki zapraszam do odwiedzenia!


Dzisiaj tak króciutko tylko bo jest mój żyrandol , muszę go podrasować troszkę a potem poczekać do zimy, aż małżonek będzie mieć więcej czasu na powieszenie...
to jest jedna z nielicznych rzeczy jakiej nie jestem w stanie sama zrobić, bo prąd to dla mnie czarna magia...
no bo czy ktoś widział prąd???

Całuski serdeczne
♥

piątek, 20 kwietnia 2012

Totalny brak cierpliwości i pierwszy wypas żółwia

Tak sobie obiecywałam, że wiatrołap pokażę, jak już wszystkie elementy będą dograne...
ale nie mogę!!!  zżera mnie niecierpliowść i po prostu muszę... (inaczej się uduszę..;-))!

Dodam tylko, że jestem tak nim zachwycona, że najchętniej to bym w nim siedziała cały czas... jak przechodzę obok muszę rzucić okiem...

Tak więc miejcie się na baczności , krytyki nie przyjmuję!!
no i ostrzegam- zdjęć jest po prostu OGROMNA ilość...

Taki widok ma wchodzący ( jak zwykle żyrandol powala, ale już, już jest w drodze do mnie ten docelowy, oczywiście po uprzedniej przeróbce...):

Po lewej od wejścia szafa ( jedna z nielicznych pozostałości po poprzednich właścicielach) , której zlikwidowałam   w środku drążek do wieszania wieszaków/ramiączek, a zamontowałam normalne haczyki, tak żeby było łatwiej wieszać- taki wieszak na kurtki tylko zamknięty w szafie- nie pokażę jeszcze jej środka, bo jest nie dopracowane- akurat tu wykażę się cierpliwością...):


Wiecie, że chciałam mieć shabby chic??? ale tak jakoś mi nie wychodzi, wnętrza same się urządzają...moim zdaniem to raczej styl kolonialny????...chyba za sprawą tych owadzich akcentów:



I tu muszę się pochwalić: te dwa największe okazy żuków znalazłam w  Kenii, a  mucha jest z Turcji... pozostałe chrząszcze złapane w Polsce.


Po prawej od drzwi jest półka na buty ( docelowo większa, bo jednak butów u nas dostatek...)  a nad nią lustro zakupione na allegro za śmieszne pieniądze- może troszkę kiczowate, ale ja się zakochałam:


Jak już robiłam zdjęcie, to tak jakoś  wyszło...żebyście zobaczyły mnie bez retuszów,  makijażu,  jak to się mówi- sauté:

I wracamy do wnętrz- ściana na przeciwko lustra ( tu chyba na ścianie zrobię takie materiałowe oparcie, w jakiejś drewnianej ramie, bo prognozuję duża brudliwość), a  historia podnóżka tu:



Nad drzwiami podkowa na szczęście ( czytałam gdzieś, że musi być w tę stronę, tak by szczęście zbierało się w niej jak w misie..- sprawdźcie swoje!). A podkowa jest znaleziona w Egipcie pod piramidami...



Ponieważ po zrobieniu wiatrołapu uwolniony od kurtek i butów został hol, wiec go też pokazuję:



Obie wnęki- i ta z lustrem i ta krzesełkiem to w przyszłości przejscia do starej części domu...)

pierwotny wygląd krzesełka do zobaczenia tu.

No i dochodzimy do schodów, które już znacie:


czyli teraz wszyscy juz wiedzą jak wygląda wejście do mojego domku. Musicie mi wybaczyć tę ilość zdjęć, ale w końcu spełniają się moje marzenia o domu, wiec po prostu muszę...

I na koniec obiecany żółw, który pogłębia nieco kolonialny charakter wiatrołapu:

i pędzi do otwartych drzwi, a ponieważ dzisiaj jest na dworze wyjątkowo ciepło, uruchomiliśmy żółwiowy wybieg:



No i tym sposobem dobrnęliśmy do końca posta...uf...

Teraz przez jakiś czas będzie spokój z wnętrzami, bo mam kilka grubszych renowacji, no i chyba w końcu sutaszowa wena mnie nachodzi...

całuski serdeczne


PS. dla jasności- wszystkie moje wyjazdy zagraniczne to były wyjazdy firmowe... służbowe... niby fajnie, ale bez ludzi , których kochasz, to porażka...teraz raczej finanse nie pozwalają nam na wyajzdy, ale może kiedyś, jak już dom przestanie tak ssać kasę....wybierzemy się gdzieś całą rodzinką!

wtorek, 17 kwietnia 2012

Podłoga w wiatrołapie- wreszcie!!!!

Może niektórzy jeszcze pamiętają, ale w okolicy końca lutego ustaliłam z mężem, że podłoga w wiatrołapie i kolor ścian w tymże nie pasują mi za bardzo... przemalowanie ścian nastąpiło jeszcze tego samego dnia, ale na podłogę przyszło nieco poczekać...

Ale jest!
 i choć wygląd całkiem nie planowany, to  w końcu mi się podoba ( widok od holu w kierunku drzwi wejściowych):


Pierwotnie było tak: bejcowane na biało (??) deski i lakier a na ścianach majtkowy róż ( co tu dużo mówić - mocno sprany, choć na próbniku był jaśniutki pomarańcz...):



Więc najpierw ściany- chłodny rozbielony beż:
od razu zrobiło się lepiej, ale to nadal nie było to...

 Nie będę Wam pokazywać wszystkich etapów pośrednich, napiszę tylko, że najpierw poszła ciemno- czerwona olejna farba, która została przetarta, pokryta jasną pomarańczową- przetarta, następnie beżową i znowu przetarta...
Oczywiście wszystko to było niepotrzebne, a na dodatek bardzo pracochłonne, ale ja sama nie wiedziałam , czego chcę ( mój mąż ma do mnie anielską cierpliwość, prawda? ale żeby było jasne- tym razem sama malowałam i przecierałam,mąz tylko cierpliwie patrzył...). jedyny efekt tych malowań jest taki, że pobrałam lekcję nt. farby olejnej: stosuj ją tylko wtedy gdy chcesz mieć jednolitą powierzchnię, bo jakiekolwiek przecierki nie wychodzą.... ponad 4 tyg. się tego uczyłam, ale w końcu załapałam! no i olejna schnie 24 godz....

Brązowa farba jest emalią akrylową, wodorozcieńczalną, szybkoschnącą- malowanie nią to rozkosz!!

Czyli najpierw cała podłoga na brązowo ( nie starałam się zbytnio, wiec prześwituje gdzieniegdzie ten olejny podkład, ale to tylko dodaje uroku- moim zdaniem oczywiście...).

Nakleiłam paski taśmy maskującej w celu zrobienia obramowania:


I tu też nie błyszczałam jakoś dokładnością- tak trochę na oko kleiłam, czasem tylko sprawdzając czy mi się cm zgadzają...
środek to ornamenty z szablonu z OBI, wykonane białą emalią akrylową ( tak  jak obramowanie)przy pomocy gąbki kuchennej:


Najpierw obramowanie składało się z dwu szerokich pasków:


ale wydawało mię się, że przy tym delikatnym ornamencie na środku trochę za toporne są, więc wewnętrzny pasek "rozmalowałam" na dwa ( przykleiłam jeszcze raz taśmę i zrobiłam środkiem cienki brązowy)


 i tak to się prezentuje:


Oczywiście wiatrołap jeszcze nie jest urządzony, brakuje listew przypodłogowych ( białe) ale jestem już bliżej niż dalej i może wkrótce pokażę całość...
 ależ ja się lubię chwalić... no masakra normalnie....

Pozdrawiam serdecznie



PS. śpiesze wyjaśnić: biała podłoga- olejowana- nadal jest, tu była bejca i lakier- efekt był fatalny, stad to przemalowywanie...

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wiadomość z ostatniej chwili:

Właśnie napisany został 3000 komentarz !!! autorką jest......




Hannah une Femme z Belgowa!!!!!! która napisała:

"oo widzisz mika zawsze znajdzie rozwiazanie. nitro do picia o smaku waniliowym.
Ja naklejam tasme malarska jedna przy drgiej, wycinam nozykiem tapetowym to co chce-np litery, cyfry - na gole sprejjem i odklejam tasme i mam. "



jako nagroda przewidziane były takie poszewki ( dorobione sposobem tych z poprzedniego posta):



ale szczęśliwa komentatorka może wybrzydzać i próbować negocjować inną nagrodę ( w ramach rozsądku oczywiscie :-)).
A jesli pasi, to Hanuś, proszę o adresik na @.

sobota, 14 kwietnia 2012

O mojej walce ( przegranej ...) z nitro i sposobach zastępczych

Tak się wszystkie dziewczyny zachwycają nitro, że taki łatwy sposób przenoszenia wydruków, że tanio, efektownie i wogóle... mogłabym nie spróbować? nie mogłabym, więc spróbowałam i ... d..a...
Może któraś z Was powie mi gdzie tkwi mój błąd?
Nie mam drukarki laserowej ale czytałam, że można zrobić ksero, wiec przygotowałam sobie wydruki, pojechałam, skserowałam... kilka czarno- białych, dwa kolorowe.
Rozpuszczalnik nitro, cienki len, łyżka, taśma...zaczęłam od czarno-białych
i nic...
może coś tam się odbiło, ale bardziej jakiś sprany cień...
wzięłam kolorowy wydruk: jakby lepiej, ale bez rewelacji...
procedurę miałam taką: przyklejam wydruk do tkaniny, moczę nitro ( tamponikiem) i pocieram łyżką ( już różne sposoby pocierania: mocno, że aż mnie łapa bolała, lekko, szybko, wolno...) NIC!!!!
żaden efekt nie dorównywał temu co widziałam na blogach... może ja jakaś trefna jestem???

W każdym razie ponieważ uparłam się na zrobienie poszewek dla znajomych musiałam przeprosić się z papierem transferowym do naprasowań  i jednak coś tam wyszło:

Kwiatowe- dla Moniczki:



Z napisami dla bratowej mej ( nie ustrzegłam się błędu nowicjusza, tzn odbicia lustrzanego...)




Beżowe, z koroneczką, jeszcze bezpańskie, ale na pewno wkrótce znajdą właścicielkę :-))



Grafiki pochodzą z blogów The Graphics Fairy LLC Malowany Kokon ( hortensja  i karta pocztowa) . Oba mają zresztą stały link u mnie na pasku bocznym po prawej stronie, pod hasłem *tu zaglądam*.

Z papierem transferowym jest łatwo: trzeba go nabyć ( do białych lub ciemnych tkanin), nadrukować, naprasować i już!
Ale ja tak bym chciała to nitro... takie piękne efekty macie i na tkaninach i na meblach...
pomocy!!!!


PS. na sprzątanie przyszli wczoraj nauczyciele ze szkoły, kilkanaścioro dzieci i my, ze Stowarzyszenia...
nie było nikogo z mieszkańców...
 ale teksty potem: a koło nas nie posprzątaliście! będą na porządku dziennym...



My są z lewej....( data na zdjeciu jest kontrowersyjna, bo to na 100% zdjęcie z wczoraj....).
Więcej zdjęć tu.

piątek, 13 kwietnia 2012

Siła złego na jednego, sutaszowe zaległosci i piękna niespodzianka

Dobrze, że to wszystko już się prawie kończy!
wyjazd na święta to wyzwanie-:
Wielka Sobota- do zrobienia 570 km do jednej babci,
 Niedziela- tylko 120 do drugiej,
Lany Poniedziałek - powrót do Krakowa- 450 km.
Pakując się w poniedziałek potknęłam się na schodach i stłukłam sobie kciuk ( na szczęście nie zwichnęłam...) a we wtorek już po powrocie okazało się, że mam grypę żołądkową...czułam się fatalnie...a wczoraj cały dzień nie było prądu...
eh...tylko pod górkę...
Ale już jest lepiej, palec jakby mniej dokucza, grypa dogorywa, prąd jest!

No to żeby nie przedłużać, zaległe sutaszowe tworki, które pojechały jako kolejne prezenty:

Kolczyki Pure Black:

jak widać idę po linii najmniejszego oporu i powielam sprawdzony kształt ;-)).

 i kolejne czarne, Black Angel ( miały być z piórkami, ale piórka nie dotarły...)

są więc benzynowe kosteczki:

( kolczykowe bigle srebrne)

Ja robiłam niespodzianki ale sama tez zostałam zaskoczona NIESPODZIANKĄ.
W czwartek  przed świętami listonosz przytachał mi paczkę, byłam  totalnie zaskoczona , bo czekałam tylko na te piórka, które raczej powinny być w małej kopercie ( jak to piórka...) , patrzę wiec na nadawce i co widzę? Dorcia!!!
no któż by inny!!!

Skarbów przyszło co niemiara, aż nie wiedziałam za co się brać najpierw.
Chłopaki dostali Bionickle ( już złożone, więc byłam przeszcześliwa!!!) jako dar od chłopaków Dorci :

i jak widać natychmiast zostały użyte ( spokój miałam przez całe popołudnie i następny dzień...)


A ja dostałam całą masę mniejszych i większych przydasi , książkę i słoooooooodkości:


 Stałam się tez posiadaczką pierwszej własnoręcznie wykonanej Dorciowej karteczki ( zachowam ją , bo na pewno kiedyś będzie bezcenna :-)).
Jak widzicie Dorcia nawet wydrukowała moje logo- nie wiem jak jej się to udało, bo ja tego nie mogę zrobić... buuuuuu ( zresztą o moich przygodach z nitro i drukowaniem następny post...).

Dostałam tez piękne karteczki
od Janeczki:

Od Aleksandry:


Od Ewuni:


Dziewczyny kochane- bardzo dziękuję! za życzenia i za pamięć...
ja w tym roku bezkarteczkowo totalnie!



I to by było tyle, wiosenka za oknem, wiec nastroje troszkę lepsze!

Jutro mamy Dzień Sprzątania naszej miejscowości ( dobrze, ze już ze mną lepiej, bom współogranizator...), więc pogoda się przyda! ciekawe jaka będzie frekwencja mieszkańców...


całuski
♥