Wyglądała dość żałośnie, ale w końcu nie takie rzeczy się robiło...
Tu jej wyglad po umyciu - cała była w ziemi, piasku i pajęczynach... niestety w ferworze nie zrobiłam zdjęć "przed":
Powiem Wam szczerze, że gdyby nie ten metalowy uchwycik, to chyba bym jej nie wzięła...
Po umyciu i wysuszeniu potraktowałam ją resztką farby transparentnej, białej i przetarłam papierem ściernym.
Teraz wyglada tak:
jak widać służy jako organizer kuchenny.
W końcu też książka kucharska mojej mamy ( myślę , że ma ok. 50 lat, niestety nie zachowła się strona z datą wydania, ale były wydawne w latach 60-tych) pasuje do kontekstu.
Mój zeszyt z przepisami obłożyłam papierem pakowym- i powinnam pewnie bardziej go postarzyć, bardziej stylowy napis zrobić... ale... sam się postarzy w trakcie używania;-))
Szufladka stoi na kuchennym parapecie, którego brąz do niczego nie pasuje ( tylko do okien...pisałam juz, że żałuję wyboru tej barwy...)... hm.... może przemalować????
Tak to sobie metamorfozowałam w weekend... a teraz czekam na dostawę kleju , żeby produkować kupulowe kule :-)))- może dzisiaj do mnie dotrze?
Chyba będzie też jakieś małe candy.....
A poza tym coś mnie rozbiera, ( i nie jest to przyjemne rozbieranie;-P) mam nadzieję, że szybko to zwalczę!
całuski serdeczne
ystin
♥