Moi mili zaglądacze:

sobota, 29 września 2012

dzisiaj będę się chwalić, potem chwalić... a na koniec trochę się pochwalę......

Słowem: chwalipięta!!!
Zacznę od pochwalenia się wygraną w candy u AnaYo z bloga O szyciu.

Właśnie wczoraj dotarła do mnie paczuszka, zawierająca prześliczne cukieraski. Ania w swoim candy pomyślała o dzieciach i mamach:


Ja dostałam cudną kosmetyczkę,  o jakiej marzyłam od dawna, bo jakoś tak to co nosiłam do tej pory w torbie nie nadaje się do pokazania nawet...


idealnie uszyta, z piękną podszeweczką, no po prostu cudeńko:


Chłopaki też szybko złapali się za swoje prezenty:


tak szybko, że nawet nie byłam w stanie dobrych zdjęć uchwycić...

A że Ania dołożyła do paczek słodkości, to wiecie , co się działo...

candowymi podarkami były te oto piękne muchy:



Aniu, baaaaaardzo dziękujemy za wspaniałe prezenty♥♥♥



Drugie chwalenie dotyczy mojego zbioru lustereczek. Całkiem niespodziewane , od mojej przyjaciółki Polin dostałam małe cudeńko...


I choć, jak napisała mi Paulinka, nie jest w zgodzie z całą grupą, to jednak pasuje idealnie:


To małe gipsowe lustereczko, pokryte kwiatowym ornamentem i lekko szkliwione:


No i jak widać musicie się uzbroić w cierpliwość, bo najpewniej przy każdym nowym egzemplarzu będę Was tą kolekcją katować...

A na koniec tego mojego chwalenia pokażę Wam kolejny różowy jesienny bukiet.

Tym razem będzie to delikatny  zawilec japoński (Anemone hupehensis):


Jego piękne, eteryczne kwiaty są lekko różowe, bardziej od spodu, pręciki mają słonecznie żółte i pojawiają się późnym latem by kwitnąc praktycznie do października.



Jest to bylina dorastająca do ok. 1 m. wysokości i takiej też szerokości ( może być nieco wyższa) lubi miejsca półcieniste , glebę gliniastą i wilgotną.
Mrozoodporna, choć przykrycie karpy np. korą nie zaszkodzi...
No i  pięknie się prezentuje w wazonie:



 Czy ja Was nie zamęczam tymi zdjęciami?
Mam wrażenie, że ostatnio coraz ich więcej do postów wciskam, jakby co, dajcie znać, przystopuję troszkę...


I mam nadzieję, że już wkrótce uda mi się pokazać coś, co dawno chciałam zrobić, ale nie mogłam się wziąć, a teraz w końcu się wzięłam, tylko nie wiem, kiedy skończę...i czy efekt będzie taki jak sobie to wyobrażałam...



Kto zgadnie co to jest/będzie???

Dla osoby z pierwszą prawidłową odpowiedzią- broszka sutaszowa freestyle ( czyli np. taka) w wybranych kolorach!

całuski serdeczne
ystin



PS.
zgłaszajcie swoje propozycje, kto zwyciężył okaże się gdy zaprezntuję efekt mojej pracy- mam nadzieje wkrótce!!!

PS2.
ZMIANA ZASAD: nagrodę rozlosuję wśród  wszystkich prawidłowych odpowiedzi!

czwartek, 27 września 2012

Miało być tylko wesoło ale nie będzie...

Nie będzie, bo to co się ostatnio wydarzyło w tej rodzinie zastepczej w Pucku to po prostu przerosło moje pojmowanie świata...
Jak można było do czegos takiego dopuścić? Normalnie nie mieści mi się to w głowie...
Jak można dwójce bezrobotnych dać od razu piątke dzieci?
I nie zareagować po pierwszej śmierci?

Podobno najłatwiej jest zabrać rodzicom dziecko, gdy w domu jest bieda... zabrać i dać rodzinie zastępczej pieniądze na utrzymanie...
Dlaczego nie można ich dać biologicznej matce?
Dlaczego ludzie, którzy podejmują takie decyzje nie muszą ich dogłębnie uzasadniać i argumentować? dlaczego nikt ich nie sprawdza?

Jedno wielkie DLACZEGO????

Nie rozumiem tego świata, państwa, urzędników...

poniedziałek, 24 września 2012

nie mam dyni (żywej), mam kasztany...

własne!

 
Posadziliśmy na naszej działce kilka kasztanowców i muszę Wam powiedzieć, że jestem zaskoczona tym, jak szybko owocują- drzewa  maja około 7 lat i są jeszcze niezbyt duże ( maja max 4m).
Oczywiście docelowo będą wielkie- każdy wie jak wygląda stary kasztanowiec- więc miejsca muszą miec sporo, ale jakby ktoś miał kawałek terenu to polecam- posadzić jak się dziecko rodzi a jak pójdzie do szkoły to własne kasztany miec będzie- tak jak my! wielka to radocha wyjść na własny ogródek i pozbierać...
W tym roku będziemy też mieć własne żołędzie- nasze dęby zaowocowały także. Myślę, że w końcu będzie tez spora ilość szyszek sosnowych i modrzewiowych- oj chyba troszkę wieńców uda mi się poczynić.... 
 
A z kasztanów oczywiście powstają figurki:
 


Dobrze, że przy fascynacji moich chłopaków transformersami nie musieliśmy takowych wykonywać z kasztanów, choć nomenklatura obowiązuje: tryb bojowy, tryb domowy,  pozowalność...

Jesień, jesień...
większość z nas jej nie lubi-albo przynajmniej niektórych jej aspektów- wiadomo dlaczego...
a ja lubię... wiecie za co?
za to:

za cuda jakie wyprawia słońce zaglądając po południu do zachodnich okien... jest już niżej i promienie sięgają głębiej dając niesamowity spektakl... czasem to aż mam wrażenie, że coś w sypialni się pali... taka jasność...
Uwielbiam to...

A na koniec jeszcze pochwalę się ostatnim moim łupem z allegro ( właśnie dzisiaj przyszła paczka):


Spełniło się moje marzenie- stół w jadalni będzie mieć stare ( podobno XIX wieczne) nogi. Kosztowały mnie całe 90zł z przesyłką. A już myślałam, że się nigdy nie uda takowych za rozsądna cenę nabyć... ( nowe to 100 za sztukę- co najmniej...).
Chyba będę z nimi spać....

Stare dechy dębowe czekają w piwnicy- jak tylko sezon ogrodniczy się zakończy ruszymy do pracy ( tzn. mąż ruszy, bo to on mi ten stół obiecał...)- mam nadzieję, że się uda♥.

Pozdrawiam Was słonecznie
ystin

czwartek, 20 września 2012

Zakochałam się i musiałam....

No po prostu musiałam zrobić dynie ze swetrów! Zobaczyłam je tu, choć i wczesniej już gdzieś spotykałam.


Wiem, że Ameryki tym nie odkrywam, ale może komuś się przyda?
mały tutek jak zrobić.
Przy okazji wspomnę o nowej zakładce z DIY, którą znajdziecie zaraz pod zdjęciem tytułowym , gdzie umieszczam skróty do postów z tutorialami- żeby było łatwiej. Ten post też tam się znajdzie.

No to do roboty.

Potrzebujemy:
stary sweter
sznurek konopny ( lub jakikolwiek inny, byle zgrzebny...)
nożyczki ( nożyce!)
igłę z nitką lub maszynę do szycia ( też zaopatrzoną w nitkę- to bardzo ułatwi pracę :-))).

Wybieramy stare swetry i przygotowujemy z nich coś na kształt tuby- ja po prostu zszyłam na lewej stronie rękawy w ten sposób:
i je odcięłam . Rada: warto najpierw zszyć, potem obciąć...
Odcinamy też ramiona, aby tuba była otwarta z dwu stron.

(Teraz przechodzę na inny materiał, bo tu nie zrobiłam zdjęć wcześniejszego etapu...przy okazji- ten pomarańczowy sweter ma chyba z 10 lat i ani razy nie miałam go na sobie, nawet o nim nie pamietałam...tzw. wykopki strychowe!)

Przewracamy tubę na lewą stronę i związujemy jeden koniec blisko krawędzi:


Na prawej tworzy nam się spód naszej dyni:



Wypełniamy dynię czym popadnie ( u mnie stare wypełnienie do poduszek i resztki swetrów) ale musi tego być dość sporo :


Związujemy drugi koniec, zostawiając sporą "falbankę"- to będzie nasz ogonek.



Przygotowujemy sznurki , które związujemy na środku i układamy na kształt gwiazdy ( środek, to będzie "dupka" dyni):

Na sznurkach stawiamy dynię tak, aby środki się pokrywały :


a sznurki przewlekamy pod tym, który  tworzy falbankę. Na razie luźno, żeby była jeszcze możliwość ruchu:

Gdy już je sobie równo ułożymy ( choć wcale nie muszą byćc idealne, w końcu dynie słyną z szalonych kształtów) zaciągamy je mocniej ( mocno- do osiągnięcia wyraźnego żebrowania!)  i wiążemy.
na koniec formujemy ogonek okręcając go mocno sznurkiem. 
I już!!


A tak wygląda "dupka':


A z rękawów można zrobić malutkie dyńki.

I tak powstała cała rodzinka, która usadowiła się w holu, i wita wchodzących.


Jestem bardzo z nich zadowolona, bo swoich w tym roku nie mam , a Inkwizycja poszczuła ostatnio u siebie takimi cudnymi, że aż strach! Muszę, po prostu muszę w przyszłym roku posadzić!!

A miałam robić sutasz na wyzwanie u Małopolanek... nie szło mi całkiem, wygrały dynie! no i dobrze, bo zostałam poproszona o bycie jurorką w tym wyzwaniu. A prace są piękne! zapraszam do oglądnięcia TU.

Na koniec ( jeśli ktoś dotrwał)- kilka słów do poprzednich postów: padło pytanie o aspirynę  w wodzie wazonowej- to sposób by przedłużyć życie roślinom ciętym, gdyż aspiryna  mająca właściwości przeciwzapalne hamuje po prostu rozwój mikroflory gnilnej i rośliny są dłużej zdrowe.
Podobno miłośnicy storczyków podlewają też od czasu do czasu swoje okazy  roztworem aspiryny...

Róża okrywowa The Fairy moze byc oczywiście hodowana w doniczce, ale musi mieć zachowany zimowy  okres spoczynku- wyniesienie do nieogrzewanej piwnicy, garażu. Gdy zostawiamy ja np. na balkonie trzeba bardzo starannie zabezpieczyć doniczkę - najlepiej umieścić całość w dużym pojemniku i zasypać korą...okryć stroiszem- no słowem trzeba dbać bardziej, by nie przemarzła....

Uff. chyba koniec.
serdeczne
J.


wtorek, 18 września 2012

blokada Anonimów...

Kochani, musiałam zablokować komentowanie dla anonimowych użytkowników, bo niestety podczepił mi się jakiś automat i dołączał mi do postów dziesiątki anonimowych komentarzy z reklamami taniej viagry itp...
Miałam zarzuconą nimi skrzynke. Niestety nie znam innej metody, wiec przepraszam wszystkich Anonimów nie będących automatami :-)). każdy Open ID może komentować, wiec po prostu trzeba mieć gdzieś jakieś konto.

Żeby nie było bez zdjęć, pochwalę się zaległym prezentem od p.anny:


To jeszcze na urodzinki.
Ania jak była u mnie, poszczuła mnie specjalnym pędzlem , którego używała do decou.  Pojechała, a za chwilę dostałam cudny prezencik: własnoręczną kartkę  i komplet pędzli- teraz już nic mnie nie powstrzyma! Aneczko, dziękuje bardzo. I miło mi donieść, że p.anna się postarała i popełniła jednak pierwszego posta, pokazując przy okazji pięknie odnowioną komódkę, która sięga historią  naszych studenckich czasów... i ja w jej wcześniejszym looku ręce maczałam... wyobraźcie sobie odnawianie mebli prawie 20 lat temu...

A i jeszcze małe powiększenie kolekcji lustereczek:


To na samej górze nie jest typowym lusterkiem, nawet nie wiem co to jest  ( bo z tyłu ma inf.o napięciu 220V???) ale nieźle pasuje więc też się tu znalazło.

I cała ścianka:

No i oczwiście okazało się, że nie jestem jedyna z taką kolekcją.
Np. Hannah une Femme z Belgowa  ma zdecydowanie piękniejszą  i bogatszą... A  Umbrella pisze , że ma całą ścianę w lusterkach.... no ale cóż, ja dopiero zaczynam :-))).

serdecznosci

sobota, 15 września 2012

znowu zakwitły zimowity...

czyli jesień nieubłagana...

Pisałam o nich w zeszłym roku (TU) więc teraz już nie będę, wspomnę tylko, że cebulki  zimowita mają dwa okresy spoczynku i w związku z tym można sadzić je dwa razy- wczesną wiosna i w okolicy sierpnia.

Chciałabym też uspokoić wszystkich, którym szkoda było jak obciachałam całkiem lawendę w lipcu ( TU). Właśnie ścięłam ją po raz drugi, bo wyglądała już tak ( oczywiście zbiór nie był już tak obfity, ale jednak):

 
 
 
Tak naprawdę jest to już konieczność, bo za chwilę zaczną się pierwsze przymrozki, co dla pędów kwiatowych jest zabójcze, więc jeśli chcemy by lawenda dobrze przezimowała, należy ją przyciąć tak, by usunąć wszystkie pędy z zawiązkami kwiatowymi.
 
 
Chciałam tez polecić wam do ogrodów różę , w której jestem po prostu zakochana: jest to róża okrywowa The Fairy. To miniaturowa różyczka,  która tworzy niewysokie, raczej szersze, ciągle kwitnące krzaczki. Kwitnie praktycznie od wiosny do jesieni, zwłaszcza przy usuwaniu przekwitniętych kwiatów, tworząc piękne kiście malutkich różyczek. Nadaje się na obramowanie  lub wypełnienie rabat.Jak widać na poniższym zdjęciu oprócz kwiatów ma całe mnóstwo pączków...
 

 
Ja ją po prostu kocham, zwłaszcza, że wstawiona do wazonu ( co nie zawsze jest oczywiste dla róż okrywowych...) idealnie pasuje mi do kolorystyki:


no i wytrzymuje zwykle dwa tygodnie ( wrzucam połówkę aspiryny do wody wazonowej...)


Przy okazji chciałam Wam bardzo serdecznie podziekować za uwagi dotyczące koszy wstawionych pod stół: sama zastanawiałam się czyby ich nie przemalować... powiem Wam szczerze, że jest mi ich po prostu troszkę szkoda, a poza tym, chyba jednak nie chcę mieć tak do końca biało, zwłaszcza, że okna mam brązowe, a stół w części jadalnianej, który ma powstać ze starych desek też będzie raczej z naturalnie brązowym blatem...
Może wiec te kosze w swojej oryginalnej wersji będą pasować...

Zrobiłam zdjęcie z ujęciem okna, żeby Wam to pokazać.


A co do figurek afrykańskich... nie ucieknę od pamiątek z moich podróży.- nawet nie chcę.. na jednej ze ścian ( jeszcze nie pokazywanych) wisi oryginalna tarcza wojownika Masajów...więc jakaś analogia jest;-))

Tak.... ten pokój jest wybitnie eklektyczny.
Czyste shabby chic to raczej nie będzie!


Przy okazji: zawsze fascynują mnie stoły na zdjęciach w czasopismach wnętrzarskich- są na nich ustawione piękne kompozycje z książek, wazonów, zastawy stołowej i innych ozdób. I zawsze się zastanawim , czy osoby tam mieszkające mają tak na codzień? jak to się sprawdza w praktyce? Ja jakoś nie potrafię się przemóc...może musze jeszcze do tego dorosnąc ( albo moje dzieci...)
A Wy , jak macie? piękna kompozycja na codzień, czy do zdjęcia?

 
 
całuski serdeczne
♥

środa, 12 września 2012

walizka i konsekwencje

Może nie uwierzycie, ale po raz pierwszy byłam na giełdzie  w Krakowie !
i szczerze mówiąc troszkę się rozczarowałam... nie była to giełda wyłącznie staroci  i być może dlatego. Ale powiem szczerze, miałam ochotę na więcej śmieci , szpei itp. a tu jak już to były głównie antyki, srebra, zastawy itp, cenione raczej nie na moją kieszeń...
Może ja źle trafiłam? może to w innym miejscu jest, może w innym czasie?
No nie ważne już, w każdym razie tak całkiem z gołymi to nie wyszłam, bo kupiłam cudną ( moim zdaniem ) drewnianą walizkę, pochodzącą z czasów II wojny światowej:







na tym papierku , w prawym dolnym rogu jest data 194...


Otwierana na długości, z metalowymi okuciami- no po prostu super.
I stan jak dla mnie doskonały.

Pokusiłam się tylko o nawoskowanie, ( oczywiście wcześniej pozbycie się kurzu) i walizka znalazła swoje miejsce w moim podróżniczym wiatrołapie:



 i tu dochodzimy do tytułowych konsekwencji...

 To jest to, co najbardziej lubię, gdy coś nowego pojawia się w domu: pociąga za soba szereg drobnych zmian, wymusza przearanżowanie dotychczasowych dekoracji, wyglądu itp...

Zanim na szafie spoczęła  walizka, były tu kosze ( do przypomnienia TU). Musiałam więc znaleźć im nowe lokum, wymyśliłam takie:


jak myślicie? dobrze to wygląda?
Powstało  miejsce na koce, które, już wkrótce niestety, będą w częstszym użyciu. I tak jakoś moim zdaniem kosze wypełniły tę pustkę pod stolikiem...

A w wiatrołapie, na fali zmian podróżniczo- przyrodniczych ( np. gniazdko koło walizki...) zamontowałam jeszcze taka ozdóbkę:


jak myślicie ? pasuje??

że niby  tylko walizka, kapelusz, aparat i w drogę!!!

puki jeszcze słoneczko grzeje...

Pozdrawiam Was serdecznie,
witam nowych obserwatorów,
dziękuję starym że ze  mną   jesteście♥

sobota, 8 września 2012

Stół z przeszkodami





Mogłabym wam powiedzieć, że go pomalowałam, przetarłam i ozdobiłam bez żadnych trudności...ale skłamałabym okropnie...
w trakcie było wiele przygód, potknięć, poprawek, wątpliwości...

tak wyglądał pierwotnie: zwykły sosnowy stolik- ława:

nie tyle stary, co zniszczony.

Przeszlifowałam go papierem ściernym, odtłuściłam acetonem, i zaczęłam malować: brązem, zielenią i jasną rozbieloną zielenią. Wszystko było fajnie, zamierzałam go przecierać wiec wzięłam się do roboty... i tu pierwsze potknięcie- farba zaczęła mi się zbyt mocno oddzierać, aż do żywego drewna, całymi płatami... dramat...
Nie wyobrażałam sobie zdzierania wszystkiego jeszcze raz, wiec wzięłam bardzo odporną  farbę fasadową... brązową, dałam jej dwie warstwy ( pobrudziłam przy tym dwie pary spodni i prawie wylałam farbę na podłogę, bo potknęłam się o puszkę...) potem znowu zielona i mocniej rozcieńczona jasna zieleń... zaczęłam bardzo delikatnie przecierać...
i było całkiem dobrze, ale stolik wydawał mi się nudny...
pomyślałam o jakimś zdobieniu i postanowiłam zrobić cieniutkie linie na nogach i bokach i jakiś wzór na blacie.
No chyba narysowanie linii pędzelkiem nie powinno sprawić problemu... taaak.... to był największy dramat... mimo cienkiego pędzelka wyszło tak obrzydliwie nierówno, ręka mi się trzęsła, farba rozlewała, że załamałam się totalnie...

Oczywiście nie robiłam prób tylko malowałam od razu na stoliku....

Zeszlifowałam wszystko delikatnie, pociągnęłam jeszcze raz jasną zielona i zaczęłam myśleć czym by tu zaplanowane zdobienie zrobić...
No jak to czym?

 Mazakiem!!!!

 w końcu jest to coś wyjątkowo trwałego, bo jak mi chłopaki pomazali nim krzesło, to już niczym nie dało się umyć...
a wiec do dzieła- linijka, czarny mazak i poszło:

Linie były zbyt mocne jak na potrzeby tego stolika, wiec je przetarłam wełną metalową:
i efekt osiągnięty mnie usatysfakcjonował:

Podobnie postąpiłam z różą wiatrów narysowaną na na blacie:


na koniec wszystko nawoskowałam i wypolerowałam.

I stolik w efekcie wygląda tak:






A tu w całej okazałości w moim już, już prawie gotowym kąciku-saloniku:

 
 


Sofę  i nowe pokrowce na fotele zakupiliśmy całkiem niedawno, a  na wymianę czeka jeszcze lampa. No i żyrandol jakowyś może w końcu się pojawi.
Lusterkowa dekoracja ścienna  w okolicy stolika-barku jest nie dokończona, bo mam zamiar powiesić jeszcze kilka takich lusterek i niniejszym ogłaszam, że zaczynam je kolekcjonować, wiec jeśli ktoś takowym zbędnym dysponuje, to z miłą chęcią odkupię za rozsądną cenę... nie musi być stare- te dwa są stylizowane a wygadają całkiem nieźle:


Dla kontrastu pokażę Wam wygląd tego kącika  tuż po przeprowadzce...


To w kratkę to moja ulubiona sofa Sundborn, niestety już nie produkowana przez Ikea, wiec nowe pokrycie tylko szyte indywidualnie- z pewnością kiedyś się doczeka...kocyki przykrywaja rozdarcia na oparciach...

Stolik został wyniesiony do pracowni, może  też otrzyma niedługo nowy look...

I to tyle na dzisiaj.
Właśnie wyszło słoneczko, choć ranek był deszczowy. No i dobrze, niech troszkę popada, bo sucho jest strasznie.

całuski serdeczne
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...