Moi mili zaglądacze:

środa, 30 października 2013

Mała metamorfoza szufladki

Kolejną przytarganą ze starego domu rzeczą jest drewniana szufladka.

Wyglądała dość żałośnie, ale w końcu nie takie rzeczy się robiło...
Tu jej wyglad po umyciu - cała była w ziemi, piasku i pajęczynach... niestety w ferworze nie zrobiłam zdjęć "przed":


Powiem Wam szczerze, że gdyby nie ten metalowy uchwycik, to chyba bym jej nie wzięła...


Po umyciu i wysuszeniu potraktowałam ją resztką farby transparentnej, białej i przetarłam papierem ściernym.
Teraz wyglada tak:


jak widać służy jako organizer kuchenny.
W końcu też książka kucharska mojej mamy ( myślę , że ma ok. 50 lat, niestety nie zachowła się strona z datą wydania, ale były wydawne w latach 60-tych)  pasuje do kontekstu.
Mój zeszyt z przepisami obłożyłam papierem pakowym- i powinnam pewnie bardziej go postarzyć, bardziej stylowy napis zrobić... ale... sam się postarzy w trakcie używania;-))


Szufladka stoi na kuchennym parapecie, którego brąz do niczego nie pasuje ( tylko do okien...pisałam juz, że żałuję wyboru tej barwy...)... hm.... może przemalować????



Tak to sobie metamorfozowałam w weekend... a teraz czekam na dostawę kleju , żeby produkować kupulowe kule :-)))- może dzisiaj do mnie dotrze?

Chyba będzie też jakieś małe candy.....

A poza tym coś mnie rozbiera, ( i nie jest to przyjemne rozbieranie;-P)  mam nadzieję, że szybko to zwalczę!

całuski serdeczne
ystin

poniedziałek, 28 października 2013

wspomnienie, sprostowanie i rozwiązanie...

alez tytuł mi się wymyślił :-)))

Oto wspomienie:


tak było dokładnie rok temu, pisałam o tym TU.
I choć ta zeszłoroczna zima zaczęła się dość wcześnie ( co prawda ten śnieg był wtedy falstartem...) i trwała nieprzyzwoicie długo, to dla roślin była łaskawa: dużo śniegu, niezbyt mroźnie...

W tym roku już jest gorzej: kwitnących hortensji raczej  na wiosnę nie zobaczymy.... po tych niedawnych przymrozkach hortensje  stwierdziły, że już wiosna i zaczynają puszczać liście... a co za tym idzie, rozwijają się pączki kwiatowe... teraz wystarczy mały mróz i po ptakach,,, wszystko szlag trafi.... cóż...

Pozostając w temacie botanicznym: sprostowanie!
Dotyczy ono nazwy bukiew.... poszperałam troszkę głębiej, poradziłam się zaprzyjaźnionego botanika, i okazuje się, że to z czego jest wianek to:

 KUPULE!!!!!

Bukwie to same bukowe orzeszki! co więcej, czapeczka żołędzia to też kupula...
 człowiek się uczy całe życie...
Przepraszam wiec oficjalnie za wprowadzenie w błąd a April dziękuję, bo to Twój Kochana komentarz zasiał u mnie ziarno ( żeby nie powiedzieć: bukiew:-)) niepokoju...:-)))).

Dobra, dość tych mądrości: teraz rozwiązanie zagadki z poprzedniego posta:
"do czego to służy"



TA DAM!!!


"Specjalistyczny przyrząd do cięcia cebuli"- tak go określiła Monika ( herbu róża- coś Kochana, mam wrażenie , że nie masz bloga... albo ja nie mogę go znaleźć...)

Monika, jako pierwsza, która odgadła zostanie przeze mnie obdarowana kulą z kupuli (!!!) bukowych.
Moniko, proszę Cię o adres na maila ystin@wp.pl ( o ile oczywiście taka kulę chcesz;-))

Gratulacje też dla : Katesz i  Mariolki, obie również miały rację - przyrząd można wykorzystywać też do innych miękkich "przedmiotów"  wymagających plasterkowania.

Należy Wam się mała instrukcja, bo urządzenie to jest niezwykle proste i efektywne- jak dla mnie objawienie ostatnich lat: cięcia cebuli nienawidziłam zawsze, a teraz myślę sobie- znowu będę ciąć cebulkę w te cudne małe kosteczki.... :-)))

1. wbijamy przyrząd w połówkę obranej, pozbawionej "dupki" i suchego końca cebuli ( zdjęcie powyżej)
2. wykonujemy poziome cięcie ( może być ich kilka jak duża cebula) z obu stron. o tak:


3. tniemy w plasterki wyznaczone przez zęby grzebienia:



4. przytrzymując delikatnie boki tniemy w poprzek plastrów, dochodząc do metalowych szpil:


5. voila!


Polecam- proste, zajmuje mało miejsca, łatwo się myje... tanie i efektywne.

Jak dla mnie bomba!!!

No i to tyle na dzisiaj
całuski
ystin

piątek, 25 października 2013

za ciosem + zagadka

Buczynowe owoce- czyli bukwie- nadal na tapecie...

Tym razem postanowiłam wypróbować oklejenie styropianowej bombki:


Wniosków mam kilka:
-bukwie powinny być w miarę tych samych rozmiarów, w celu zachowania ładnego kształtu kuli
-trzeba je bardzo ściśle przyklejać, bo widoczny styropian jest mało estetyczny
- klej topi styropian- trzeba go chwilkę ostudzić przed przyłożeniem

Pewnie dla osób mających doświadczenie ze styropianem  to było oczywiste, ja się wszystkiego  dopiero uczę :-))).


na razie powstała jedna, ale zamówiłam sobie te bombki, więc będzie ich więcej.

A i bukwi nazbieraliśmy trochę na specjalnie w tym celu zorganizowanej  wyprawie...

Przy okazji utwierdziłam się w ocenie charakterów moich chłopaków: Rafciu ( starszy) jest bardziej zamknięty,  uparty jak osiołek ale wie dokładnie czego chce, trudno mu się czasem nagiąć do rzeczywistości...
Franek: zawsze uśmiechnięty, ładne słówka przychodzą mu bez problemu, taki sympatyczny łobuz, trochę też chorągiewka....

A było to tak: każdy dostał torbę do zbierania i ruszyliśmy w buki- a bukowy las jest piękny, nawet wtedy gdy wszystkie liście już opadną... może nawet wtedy najpiękniejszy:

Niestety opadłe liście utrudniały nieco zbieranie... Franek zbierał, Rafciu zajmował się innymi sprawami- poszukiwaniem kija, markowaniem walki itp....

W celu zanęcenia zarządziłam:
- Za każde 10 bukwi- złotówka!!

Rafciu natychmiast się ożywił, a Franek-lizołek rzucił:

-Ja nie zbieram dla kasy- ja zbieram dla mamusi!!!

Słodki, prawda?

no cóż, jak przyszło do płacenia nie odpuścił mi ani jednej bukwi...


A na koniec obiecana zagadka: do czego to służy????




Jest to urządzenie które było dla mnie objawieniem kuchennym- jestem ciekawa czy je znacie:-)).

pozdrawiam serdecznie
ystin

środa, 23 października 2013

wianki z bukwi....

Hm.... chyba nie jest to najpopularniejsze określenie, ale zgodne z prawdą- owocem buka  ( buku??) jest bukiew!!!

I ja jej troszkę nazbierałam w celu uskutecznienia wianka... a nawet dwu i jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa!!!

Oto pierwszy, z bardziej rozłożonych bukwi:




Autorką obrazu z pawiem jest Jolanta Gnyla.


Drugi wianek powstał z bukwi bardziej zamkniętych:


jest wiec troszkę ciemniejszy i bardziej kolczasty:

tu w wersji sote:

 
 
 
Wykorzystałam gotowe wianki ze słomy i pistolet do klejenia na gorąco.

A tu jeszcze nie zamierzony efekt refleksów świetlnych z mojej bluzki z cekinami:




Dawno nie kleiłam na gorąco i efektem moich zmagań są  poparzone w trzech miejscach paluchy ( jedno zeszło razem ze skórą...).

Wianki rekompensują cierpienia ;-))

całuski serdeczne
ystin

poniedziałek, 21 października 2013

słoje o jakich marzyłam i trzecie życie halloweenowych szklanek

Zawsze bardzo mi się podobały słoje z wytłoczonymi wzorami, użyte niekoniecznie w swej pierwotnej funkcji... tylko nie mogłam namierzyć takowych w rozsądnej cenie i odpowiednim wzorze...
aż niedawno: trafiłam na blog i do sklepiku Joasi- i proszę:  dreams come true!!!


z jednej strony napis, z drugiej ornamencik warzywno-owocowy- no po prostu ideał!



W JoConcept można kupić też inne rozmiary i duuużo więcej fajnych drobiazgów kuchenno-ozdobnych:

A do czego zostaną użyte moje słoje, to już inna historia....



Podobne jak szklanki po nutelli, ozdobione  przez moich chłopaków naklejkami od Cienkiej, o których pisałam  TU,  za sprawą sugestii  Blue-Anny  stały się super świeczniczkami...




Powiem Wam, że jeśli chodzi o użycie świeczek w dekoracji jestem cienka ( nomen omen!!!).

Podobają mi się u innych, na zdjęciach wychodzą super, ale sama mam ich bardzo mało, a nawet jak są , to praktycznie ich nie odpalam.... jakoś tak mam...

Drugą taką dekoracją są poduszki: podziwiam na zdjęciach, doceniam ich rolę w dekoracji.... ale sama mam ich mało... no nie wiem dlaczego??? może drażni mnie ta ciągła konieczność ich  poprawiania? może dlatego, że mam dwa szkodniki, co non stop mi przewalają salonik????

Nieważne: ze świeczkami czy bez, z poduszkami czy bez-
 CUDNĄ MAMY JESIEŃ!!!!
 
dobrego, słonecznego tygodnia Wam życzę
ystin
 

czwartek, 17 października 2013

miało być biało.....

gdy przeprowadziliśmy się do nowej części domu, byłam tak zauroczona i zakochana w białych wnętrzach, że planowałam total white i w moim....
Zaczęłam wiec od białej podłogi...
ale ścian już jakoś białych nie mogłam zrobić i wszystkie mają delikatny kolorek ( szary, beżowy, kremowy...)
Mam wrażenie, że moje wnętrza same decydują o kolorach  a ja nie mogę się zmusić do przemalowania...

To kolejny przykład- wspominany już zdobyczny stolik, który stał się biureczkiem w sypialni:


Uwierzcie mi,  byłam pewna, że go przemaluję!!!!

Ale jak tu stanął,  to po prostu nie mogę.....
 i do niego właśnie podpasowały mi te żółte dodatki... i czarne... niewiarygodne!!!!

Krzesło kupiłam kiedyś w SH, i nic z nim wtedy nie zrobiłam ( jak wyglądało można przypomnieć sobie TU), teraz jednak zmieniłam mu tapicerkę:


Czarne i  złoto- srebrne romby ( wyprzedaż na allegro...)



Nawet stara lampa, która wyjechała tu na górę w ramach zesłania z salonu  i decyzji czy wyrzucić, czy przerobić dostała tylko nowy abażur i  zostanie....
Jej wygięta nóżka  powtarza krzywizny z wazonu :-))


I tak to  wygadają moje "białe" wnętrza.... ale kilka rzeczy na pewno w tej sypialni zmieni kolor... tylko czy na biały....
Najczęściej nie żal mi takich bardziej współczesnych... te z duszą  zostają w oryginalnej barwie...

Sama jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy... jakie barwy opanują moją sypialnie... będę zdawać relacjeę, to obiecuję solennie!


całuski
ystin

wtorek, 15 października 2013

post bezinteresownie reklamowy...:-)))


Moje naklejkowe fascynacje już przerabialiśmy ( pisałam o nich TU, i TU).
Dzisiaj raz jeszcze , tym razem w wykonaniu dzieci- halloweenowe szklanki z pojemników po nutelii.



W każdym domu gdzie są dzieci, prędzej czy później zagości nutella....a z nią słoiki ( gdy kupowane są większe ilości) bądź takie właśnie szklanki...
U nas troszkę się już tego nazbierało ( no bo jak wyrzucić taką dobrą szklankę...), postanowiłam więc przed urodzinami Rafcia ( imprezka była w niedzielę, ale bez zdjęć tym razem...) dać moim chłopakom bojowe zadanie:

szklanki + naklejki ( oczywiście naklejki ze sklepu Cienkiej "nie tylko na")

Zabrali się ochoczo do pracy:












Oto efekty:





Proceder jest niezwykle prosty, więc jak widać poradzili sobie bez problemu.
Polecam!
Chłopaki mieli zabawę i satysfakcję, że na urodzinach pili z własnoręcznie ozdobionych szklanek!

Dziękujemy Ci, Karola!!!


całuski
ystin

piątek, 11 października 2013

liście w roli głównej

Jak jesień to jesień!!!
takie cudne kolory na drzewach, że aż nie można się oprzeć!
 I ja poddałam  się szaleństwu, choć przyznam, nie miałam tego w planach...

Zaczęło się od wspomnianej już wizyty w opuszczonym domku:  oprócz turkusowoniebieskich drobiazgów wytachałam  stamtąd stary stół.... był w niezłym stanie, wymagał tylko nawoskowania.
Ustawiłam go czasowo w sypialni,  i wiecie co?
Zostanie tu na dłużej!!!

Ale dzisiaj nie będzie o stole, tylko o liściach, które pojawiły się jako dekoracja na tymże:


Najpierw postawiłam na nim ten żółty wazon, który do tej pory był zamknięty w szafie, bo wydawało mi się, że do niczego mi nie pasuje....

Ale nauczona doświadczeniem, nie pozbywałam się go, wiedząc, że może kiedyś... no i właśnie!

Liście włożyłam po prostu w antyramy, na czarnym i szarym tle.
Przy okazji: czy ktoś zgadnie co to za gatunki?

Metalowa podstawka to staroć z IKEA, który też swoje odleżał w szafie,  pierścionki w odpowiedniej kolorystyce dopełniają kompozycji.
Zielony liść kupiłam w kwiaciarni.


Tak mi się spodobało to zestawienie barw, że chyba będzie się rozprzestrzeniać na całą sypialnię...
 Na razie nie pokazuję więc całości ze stolikiem, bo nie jest jeszcze gotowa.

Za to liście jeszcze pokażę, bo z kolei spodobała mi się jedna z inspiracji pokazanych przez Karmelową-  liście na sznurku:






to żadna filozofia:
 
 
Choć ja akurat miałam tu pewien plan: nazbierałam mianowicie liście grujecznika japońskiego , które, gdy robią się żółtawe, pachną cynamonowo-karmelowo.... chciałam zrobić taką pachnącą zawieszkę... niestety ... po czasie dopiero doczytałam ( i przekonałam się też organoleptycznie!), że po zerwaniu zapach znika!!!

Pozostało mi tylko zachwycać się wyglądem, zwłaszcza tych cudnych , czerwonych ogonków:



Wracam teraz do moich  śnieżynek- nowa dostawa koralików już jest, wiec nie mam usprawiedliwienia- ale robiąc , będę myśleć o nowych barwach do sypialni...

życząc słonecznego weekendu
pozdrawiam
ystin

wtorek, 8 października 2013

sezon dyń

znowu niestety nie mam własnych dyń prawdziwych, choć Inkwizycja kochana przysłała mi nasionka swoich olbrzymów... niestety posadziłam je w miejscu- wydawałoby się - bezpiecznym.... najpierw było koszenie: uchowało się kilka sadzonek... a potem moje dzieci wymyśliły ( wraz z tatusiem) kopanie bunkra... no i oczywiście gdzie???? tam gdzie były  ostałe się z koszenia  dynie!!!
 no fatum jakieś ciąży ...
trudno, trzeba sobie radzić ( jak to powiedział baca zawiązując buty glizdą...)

W tym roku dyńki malutkie, bo na drutach robione od podstaw ( wielkie zeszłoroczne ze starych swetrów do przypomnienia TU):



Pudełeczko Agnethy nadaje się idealnie do prezentacji:


( przy okazji : zajrzyjcie do niej, bo przygotowała trzy cudne katalogi swoich dzieł... no po prostu serce się rwie!!)


bez też można:


rozpanoszyły się po całym pokoju:


Robi się je  na 5 drutach, wypełniając watą.



Chyba jeszcze kilka zrobię, idzie to dość szybko, tylko palce mi drętwieją ...Muszę wykorzystać czas zanim pojawi się dostawa koralików i znowu ugrzęznę w śnieżynkach....


Na koniec jeszcze tylko mała instrukcja jak były robione lampy z tego posta, miałam kilka zapytań, wiec może się przyda taka inf:


całuski serdeczne
ystin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...