Moi mili zaglądacze:

niedziela, 25 maja 2014

miarą miłości jest strach....

mam za sobą bardzo ciężki tydzień... przeżyty w strachu zamieniającym żołądek w supeł...

Moja mama trafiła prawie dwa tygodnie temu  do szpitala z migotaniem przedsionków... okazało się, że nie był to pierwszy epizod tego typu, że już wcześniej czuła się źle, tylko nic nikomu nie mówiła... ma 78 lat i całe życie była bardzo aktywna...
Mieszkam prawie 500 km od niej, więc byłam w kontakcie telefonicznym z bratem i bratowa, i Tatą... wszystko było od kontrolą, zdecydowałam się jednak pojechać...
 W poniedziałek mamę wypisali, przywiozłam ją do domu... miało byc lepiej z dnia, na dzień, a ja  cały czas czułam niepokój, zwłaszcza, gdy widziałam ją taką słabiutką i mizerną w łóżku, bez sił do wstania... czułam, że coś jest nie tak.... w środę zobaczyłam opadający lewy kacik ust, bełkotliwą mowę i bezwład lewej strony ciała...natychmiast zadzwoniłam po pogotowie... zabrali mamę do szpitala, gdzie stwierdzono udar niedokrwienny... na szczęście niezbyt rozległy, ale niebezpieczeństwo nadal jest....
Nie chcę tu pisać o tym, dlaczego wypisano mamę ze szpitala mimo, że jej stan budził wątpliwości , i z niezbyt dobrze dobranymi lekami  ( miała skandalicznie niskie ciśnienie...) nie będę też rozpisywać się o ratowniku z pogotowia, który kazał mamie wstać, żeby stwierdzić, czy rzeczywiście ma bezwładna lewą stronę... PRZY PODEJRZENIU UDARU NIE WOLNO SIĘ PODNOSIĆ !!!!- ale o tym dowiedziałam się już w szpitalu, na neurologii... jeszcze nie wiem,czy nie złożę skargi na tego "ratownika"...
Teraz do wtorku mama jest pod stałą obserwacją, robią jej co drugi dzień tomografię, żeby stwierdzić, czy proces udarowy już się zakończył.... zdecydowałam, że muszę wrócić do domu, do moich dzieci, bo zwariuję w takim rozkroku....miałam pojechać tylko na trzy dni, wyszedł tydzień, mąż został sam z dwójką dzieci, swoją pracą, domem.... na szczęście mamy tu znajomych... jakoś dał radę....
mam nadzieję, że wszystko będzie już dobrze....
wybaczcie mi moje milczenie....
i jeśli mogę prosić- wyślijcie trochę dobrych myśli....

ystin

piątek, 16 maja 2014

projekt PATELNIA ;-)




nic się nie zmarnuje...
Znacie takie komplety garnków i patelni tefala co się nazywają Ingenio?  z odłączaną rączką?? Były daaawno temu w promocji za punkty na BP. A że swego czasu robiłam tygodniowo kilkaset kilometrów, to i pkty zbierałam szybko.... no i wybrałam sobie patelnie... Czas leci, patelnie się zużyły... zwłaszcza ta duża...

Wyrzucić?
NIE! taki piękny kształt, bez rączki...
co by tu...???
no jak to co? TACA!!!

Małżonek wywiercił po dwa otwory, 


lekko ją tylko przetarłam papierem ściernym, pomalowałam z zewnątrz na biało... a żeby ją bardziej postarzyć rozbiłam wielkim młotem krawędzie....
No i najwazniejsze!
do dekoracji wykorzystałam w końcu naklejkową mandalę od Cienkiej! posłużyła jako szablon do wykonania złotego ornamentu na środku.
Uchwyty z konopnego sznurka ....



Dobrze się komponuje ze starą puszką po tureckiej chałwie:


Zacumowała w sypialni:



I co? mocno widać, że to patelnia?


A na koniec małe ogłoszenie: cudna stara ( sprawna!)  maszyna szuka nowego właściciela:



szczegóły TU.


deszczowe całuski
ystin

środa, 14 maja 2014

Drabina nr 2 ;-))

Nadszedł czas na prezentację drugiej starowinki w moim domku:
( pierwsza TU)


jak widać spoczęła w saloniku.

Mąż kręci nosem, ale kogo to...;-))


Potrzebowałam do wazonu jakąś dużą wiecheć i nie mogłam wymyślić co, oświeciło mnie, jak zobaczyłam kwiatki kasztanowca  u Sandrynki- natychmiast poleciałam do moich  kasztanów i oberwałam najniższą gałąź...
Kwiaty kasztanowca są niedoceniane,  i niestety też często trudno dostępne, ale polecam, bo są prześliczne i pięknie ( choć delikatnie, co akurat dla mnie idealne) pachną...





I na koniec jeszcze tylko pochwalę się małą robótką ręczną, widoczna na stoliku: to nowa kula wykonana z małych korkowych, aptecznych koreczków...


Nabyłam je kiedyś na allegro, nie pamiętam już do czego planowałam ich użyć, ale pamiętam dobrze szok jaki  przeżyłam, gdy zobaczyłam ich wymiary...
oczekiwałam takich jak do butelek, a tu takie pypcie...
Nawet nie wiem, czemu ich nie wyrzuciłam, leżały, leżały... natknęłam się na nie podczas  porządków i od razu wiedziałam co zrobię:


No i zrobiłam!

I jak Wam się podoba druga drabina w moich wnętrzach? przeginam???

całuski
ystin

poniedziałek, 12 maja 2014

Kocimiętka i żurawki


Dzisiaj chcę Wam napisać o dwu roślinkach:

1. mojej ukochanej roślince-bylince, która kwitnie prawie cały sezon, jest niewymagająca, i całkowicie mrozoodporna: to KOCIMIĘTKA ( czasem koćmiętka).


2. żurawce- która przeżywa swój wielki renesans z racji mnogości odmian i ich niewątpliwej dekoracyjności




Kocimiętka ( Nepeta)
Jest to jak dla mnie skrzyżowanie lawendy i mięty. Uwielbiam ją po prostu, idealna na obrzeża, jako wypełnienie rabat, podsadzenie pod większe rośliny... wszechstronna całkowicie.
Dla tych, którzy chcą mieć lawendo- podobny look w ogrodzie, a lawenda im nie idzie, polecam kocimiętkę. Rośnie praktycznie na każdej glebie, w każdym miejscu- jak dla mnie : roślina doskonała:


Ma charakterystyczny zapach, może niektórym wydawać się dziwny, podobno lubią go koty, ale moja Nutka raczej się nim szczególnie nie podnieca...
U mnie rośnie pod stodołą, w miejscach, gdzie nie dociera deszcz, jest baaardzo gorąco ( południowa wystawa) i często coś ( krety, nornice) urzęduje w ziemi... jak widać radzi sobie znakomicie, praktycznie przeżyła wszystkie inne nasadzenia ( bo prób było sporo) i jako jedyna utrzymała się w tych warunkach...







Żurawka ( Heuchera):

Ilość powstałych i nadal powstających odmian żurawki może przyprawić o ból głowy- zwłaszcza, gdy ktoś chciałby je wszystkie zapamiętać ;-)).
O ból głowy może przyprawić też cena niektórych z nich, ale niestety bierze się to stąd, że nowo powstałe odmiany mogą być chronione patentem, wiec nie dziwcie się, że  widzicie ceny powyżej 10 zł, za, wydawałoby się, malutką bylinkę....
Żurawki są bardzo wdzięczne, przeznaczone generalnie na półcieniste miejsca, choć niektóre znoszą pełne słońce. Lubia wilgotną, żyzną glebę i odwdzięczają się za nawożenie nie tylko bujnym wzrostem, ale i intensywnym kwitnieniem - i choć kwiatki są z regóły dość delikatne, to mają swój nieodparty urok...
Mam w sprzedaży kilka odmian,


ale ponieważ nie chcę Was zanudzać, zainteresowanych szczegółami odmianowymi odeślę TU.

U mnie rosną na razie w donicach:



A pogoda dla roślin wymarzona! deszczyk im służy, słonko grzeje,listki się zielenią (albo inno-barwią ;-)), pięknie jest!

miłego tygodnia!
całuski
ystin

piątek, 9 maja 2014

pistolet malarski- aktualizacja

Ponieważ info o malowaniu pistoletem wzbudziło spore zaiteresowanie, napiszę jeszcze kilka słów. Też jestem początkująca, ale kilka obserwacji mam.

Najważniejsza sprawa: pistolet malarski musi być podłączony do kompresora- to jest to co daje możliwość malowania.
Generalnie pistolety są w dwu wersjach: samych końcówek do podłączenia do kompresora lub zintegrowane ( niekoniecznie trwale ;-)) z kompresorem.

Ja używam samej końcówki ( no name), bo kompresor mamy od dawna - starego wielkiego smoka! Taka końcówka nie jest droga- koszt ok 40-60 zł, przewód łączący to ok. 20 zł. Sam kompresor może być wydatkiem...


Oglądałam też pistolety z kompresorem- i myślę, że to dobre rozwiązanie, choć jak w przypadku wszystkich narzędzi- raczej nie należy kupować najtańszych ;-)) ja bym oscylowała w granicach 150-200 zł. Kluczową sprawą jest moc kompresora- im większa tym wydajniejsze malowanie ( mój ma 1300W ).


Malowanie jest proste, po kilku próbkach wiadomo o co biega.
Zbiornik napełniamy farbą ( na puszkach jest zawsze info czy farba nadaje się do pracy z pistoletem) i zaczynamy psikać!

Oczywiście lepiej robić to w osobnym pomieszczeniu,  raczej roboczym, bo po kilku sesjach może wyglądać tak:


Poza tym warto jest mieć miejsce do próbnego natrysku- ja robiłam to na ścianie właśnie ;-)
Po skończeniu malowania zlewamy niezużytą farbę a pistolet czyścimy: myjemy, wlewamy do zbiorniczka czystą wodę i pryskamy tak długo aż przez dyszę będzie lecieć sama woda... ja pryskam tak długo aż będzie lecieć samo powietrze- dla pewności ;-)).

OCZYWIŚCIE MALUJEMY W MASECZCE OCHRONNEJ!!!



Przy okazji widzicie, że krzesełka zostały jednak lekko przetarte- tak symbolicznie- i polakierowane. lakierowałam też pistoletem, choć jest to już trudniejsze- lakier jest nieco gęstszy, a poza tym nie widać gdzie już było lakierowane, a gdzie nie, i łatwo o zacieki, gdy zrobi się go za dużo.. ;-))).

W każdym razie- POLECAM!!!
Oczywiście do malowania jednej skrzyneczki na biżutki nie warto sprzętu odpalać, ale pomalowanie krzesła czy stołu robi się dzięki niemu dużo przyjemniejsze ;-)).

No to tyle o pistolecie.
Ale na koniec jeszcze chciałam się podzielić moimi obserwacjami z Eurowizji.
Będzie krótko;

1. Nasza piosenka ok, ale to epatowanie obfitością kształtów przy tarze do prania czy maselnicy żenujące.....( to nie peep-show- jednak...)
2. kobieta z brodą ( ConchitaWurst czyli Kiełbasa ) - piosenka fajna choć bardzo popowa, nawet mi się ta broda podoba ( nie mówiąc już o godnej pozazdroszczenia figurze ;-)), ale zmanierowane, przegięte zachowanie nie wzbudziło mojej sympatii, a już demonstrcyjna akceptacja ( całuski, obściskiwanie|) prowadzącej- poniżej krytyki..-.nie lubię takiego robienia przedstawienia!!!
3. Mój faworyt to Białorusin Teo i jego serniczek- nóżka mi jedynie przy jego występie drygała ;-)). Nie jest to oczywiście strasznie ambitny i wysublimowany utwór, ale chciałbym go słuchać w samochodzie.

http://youtu.be/JsAhJOQSP9I


A jak Wasze odczucia??
oglądałyście w ogóle?
My z małżonkiem traktujemy to jako zabawę, i- jak napisała Wiedźma Jesienna- możliwość poznania artystów z naprawdę egzotycznych ( pod względem muzyki oczywiście!!), choć europejskich państw ;-))

całuski
ystin

środa, 7 maja 2014

PISTOLET -moja nowa miłość!!

Oczywiście chodzi o pistolet malarski, żeby nie było, że się szkolę na snajpera albo co ;-)).

Już nigdy nie będę malować mebli używając normalnego pędzla! NIGDY!!! strata czasu!!!

Jak pamiętacie pistolet dostałam po choinkę od małżonka, i właśnie przeszedł swój chrzest bojowy na komplecie, który  maluję dla mojej przyjaciółki Paulinki:




Był to zwykły sosnowy , zbieraninkowy komplet: 4 krzesła i okrągły stolik:


pomalowałam go na biało, zostawiając tylko skarpetki:

 
Pomalowanie całości jedną warstwą farby to ok 20 min.... schnięcia niestety przyśpieszyć się nie da... a malowałam przed świętami, gdy było dość zimno, wiec troszkę to trwało...
 
Teraz Paulina musi zdecydować, czy zostawiamy te skarpety, czy nie... czy robimy przecierki i odrapania , czy nie...( pod białą jest warstwa brązowej, wiec przecieranie jak najbardziej możliwe...) i czy dajemy jakiś transfer na wierzch, czy nie....
a co Wy sądzicie?
 
 

 Do zdjęcia stanął sobie na naszym tarasie, i jak małżonek wrócił z pracy, to zapytał: zostawiamy sobie, czy oddajemy ??? ;-))


Oddajemy!!
mamy stare 4 krzesła, które wymagaja małego remontu, stary stolik... będziemy malować własne!!!!


Dość intensywnie działam na naszej szkółce roślinkowej, wiec czasu jakby mniej... ale przy okazji może powstanie jakiś post o zielonych :-))

całuski serdeczne
ystin

poniedziałek, 5 maja 2014

poweekendowo

Nawet nie było najgorzej z tą pogodą..
może nie było za ciepło, ale słoneczka nie brakowało!
Spędziliśmy więc troszkę czasu na świeżym powietrzu, porządkując, sadząc i bawiąc się.
Franek całkiem zatracił się w najprostszej huśtawce świata, czyli linie z kołkiem zawieszonej na konarze drzewa:


( tu znowu uwidacznia się różnica między chłopakami: Franek ciągle chce, żeby go jak najwyżej bujać, a Rafciu sam się tylko delikatnie huśta, żeby mu się nic nie stało...)

Zostaliśmy też posiadaczami trociniarki czerwicy:


wielkiej gąsienicy niezbyt ładnego, ale dużego motyla. Przysposobiliśmy  jej terrarium, zrobiła sobie już oprzęd i czekamy....

A w domku pojawiło się kilka grup ozdobnych...

tak jakoś mam, że ustawiam wszystko w grupach... ostatnio podobają mi się takie jednobarwne kompozycje, jak ta, z  zielonego szkła:



lub taka, dopasowana też tematycznie:


 czy ta, już znana, z pomalowanych starych wazonów:


Tak to sobie ustawiam grupki...
A Wy? grupy, czy raczej kompozycje liniowe?

Całuski
ystin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...