Moi mili zaglądacze:

czwartek, 31 maja 2012

jakas jestem taka...

nie do życia...
 i jedyne co mnie pociesza, to fakt, że na wielu Waszych blogach też o tym piszecie, że nic się nie chce, że deprecha jakaś...
 no nic... czekajmy... może minie...
Tymczasem pokażę wam tylko początek mojej kolekcji czterolistnych koniczynek, bo jak pamiętacie zakochałam się w dziele Asi, które możecie sobie przypomnieć tu.



 Są 4- i 5-ciolistne, ale niestety niektóre tak obgryzione lub pocięte kosiarką, ze nie zostaną raczej ujęte w planowanym dziele.
Mam cały sezon przed sobą, więc liczę, ze uda mi się zima coś stworzyć.

I jeszcze jedna zaległa sprawa: dostałam wyróżnienie od Joanny z MixRobótkowy

Joanna , której blog został ZJEDZONY przez jakiegoś złośliwego stwora, napisała tak:

Ale są jeszcze osoby, które wspierają w trudnych chwilach... i to Was nominuję.

Są to osoby, które wiedziały i nie bały się pisać na blogu, po którym wcześniej szalały wirusy.
 
 
Co prawda pisząc u Joanny nigdy nie pomyślałam, że mogłoby mi cos grozić, ale w końcu wszystko jest możliwe.
Zaglądnijcie do Joanny, tu podaje ona trefny adres, po otwarciu którego wszystkie jej posty zniknęły....
 
 
i to tyle na dziś...
i tak kosztowało mnie to sporo wysiłku...
 
SERDECZNE

piątek, 25 maja 2012

"Włącznik"- rozważania

Jak wiecie mieszkam w małej wsi pod Krakowem.
 Oprócz starych mieszkańców jest tu  coraz więcej napływowych, domy rosną jak po deszczu, wręcz całe osiedla... Okazuje się, że infrastruktura nie nadąża za tymi zmianami i  np. oświetlenie ulic jest głęboko w lesie ( nomen omen).
Ale wiele się tez robi , choć powoli.

Dzisiaj na tema takiego właśnie oświetlenia...
Przy jednaj z ulic z nowymi domami mają byc zakładane lampy, o które mieszkańcy długo zabiegali, potrzebne są tylko oficjalne zgody tychże, bo lampy będą zakładane na istniejących słupach, w większości znajdujących się na posesjach, gdyż nikt nie zachował  3m odstepu ogrodzenia od drogi....
I tu dochodzimy do clou: jeden z mieszkańców wyraził zgodę pod warunkiem , że;

BĘDZIE MIEĆ MOŻLIWOŚĆ WŁĄCZANIA I WYŁĄCZANIA LAMPY!!!!

Powiedźcie mi, jak dorosły człowiek może coś takiego wymyślić?
I nie jest to chłopek-roztropek,  tylko poważny  "garnitur" na stanowisku...

No jak można?

A my się dziwimy, że kraj nasz jest pełen absurdów...

Przychodzi mi do głowy takie stwierdzenie: suma mądrości na planecie Ziemia jest wielkością stałą, tylko ludzi wciąż przybywa...

całuski serdeczne


środa, 23 maja 2012

sutasz: Purple Dream- komplet

Prezentuję dzisiaj moją część wymianki z MamąKini z bloga SercemSzyte.
Lalki , Kalinę i Różę, które u Gosi zamówiłam możecie podziwiać tu i tu.

W zamian poleci taki oto komplet ( o ile się spodoba...;-)).




Do kolczyków prezentowanych tu, dorobiłam zawieszkę z nieco większą muszlą Paua:


Razem na półgłówku prezentuje się tak ( można też lepiej ocenić proporcje):


Zawieszenie to 6 sznurków z minimalną regulacją łańcuszkiem przy zapięciu:



Gosiu, proszę o szczerą opinię♥♥♥



I z innej beczki- Bella jest na noc na uwięzi, w dzień na zagrodzonej cześci podwórka. Po konsultacjach mamy jasność, że zamiłowania do kur nie da się oduczyć i po prostu trzeba psa pilnować- dla jego własnego dobra.
Rozważamy też tę elektryczną obrożę- nie jest to wielki koszt a pies uczy się na zasadzie odruchu warunkowego nie podchodzić do miejsc gdzie jest najpierw sygnał dźwiekowy z obroży a potem nieprzyjemne ukłucie prądem. Czyli przy wkopaniu przewodu  na obwodzie działki mamy pratycznie 100% pewności, że pies nie wyjdzie poza wyznaczony teren. ( to, że przewód jest wkopany to tez duży plus, bo mamy dzieci ...)
Poza tym Bella jest wspaniała- tak ułożonego młodego psa to dawno nie widziałam- reaguje na polecenia, nie udaje głuchej, trzyma się przy nodze na smyczy... pilnuje podwórka...
 Pod tym względem jest troche nadgorliwa- szczeka okropnie i praktycznie nikogo nie chce wpuscić do środka... Jak ktoś przyjdzie gdy jesteśmy poza ogrodzeniem podejdzie, powącha, da się pogłaskać ( choc bez euforiii) ale jak tylko ktos zwróci sie w strone furtki sugereując chęć wejścia na posesję- robi się groźna! to jest element nad którym trzeba popracować- ale myślę, że tego akurat się nauczy.
No w każdym razie nie grozi mi już, że jakis chłopek- roztropek wejdzie mi  rano do domu " bo my się z Rafałem znamy i ja tylko..." a ja w piżamie, bo dopiero co wstałam...

Jestem dobrej myśli - zrobimy wszystko, by Bella była z nami jak najdłuzej♥

całuski serdeczne

poniedziałek, 21 maja 2012

Prawdziwy staroć i klopotów z Bellą ciąg dalszy

Franek uwielbia chodzić na strych, głównie dlatego, że są tam stare zabawki... zawsze uda mu się cos przemycić .. a ja chodzę tam z nim. Ponieważ zabawki interesują mnie średnio, porządkuję coś, przekładam, i dziwię się jak tyle rzeczy można zgromadzić... ale dzisiaj przytargałam coś o czym zapomniałam na śmierć a jest to piękne:

Rodzinna pamiątka- nie  antyk oczywiście i wartość muzealną ma żadną- ale sentymentu dużo. Obraz jest drukowany na płycie drewnianej, rama z gipsowymi kwiatami, dziury po kołatkach, wybrzuszenia...
Moja Babcia dostała go na ślub w roku 1936 w Rosji. Potem w 1957 dostała go moja mama. Ja oczywiście na ślub go nie dostałam, bo wtedy bym tego nie doceniła i moja mam doskonale o tym wiedziała, dostałam go na 10tą rocznice ślubu w 2003r i od tego czasu Madonna leżała sobie na strychu, bo nie miałam gdzie jej powiesić... 

Dzisiaj, jak tylko ją zobaczyłam wiedziałam gdzie będzie jej miejsce- "koronkowy" komin w sypialni:


Jak widać poduchy, które wygrała Hananh une Femme za 3000ny komentarz są u mnie i tu zostaną, bo Hanus poprosiła mnie o nieco inne, bardziej osobiste poduchy. Są w trakcie tworzenia i jak dostanę pozwolenia od Haneczki, to je Wam po zrobieniu pokażę...)

 Wcześniej jak pamiętacie to miejsce wyglądało tak:

Wogóle kilka mebli zmieniło miejsce w ostatnich dniach, ale jeszcze nie do pokazania, bo albo meble albo miejsca wymagają pracy, tak więc powolutku.

A co z Bellą?
Problem zgoła odwrotny niz poprzedni - teraz Bella wsuwa wszytko, łącznie z resztkami ze śmietnika, itp. Ale najgorsze jest , że nam ucieka , przegryzając siatkę, i poluje na kury sąsiadów...
Już dwa kurczaki zginęły od jej zębów
 Przynosi je na podwórko wiec dowody zbrodni są... to jest bardzo zła wiadomość, bo u nas na wsi takie zachowanie to praktycznie wyrok na psa... prędzej czy później ktos wyłoży koło swojego kurnika truciznę i skończy się tak jak z Verą...
Jestem zrozpaczona...
Na razie trzymamy ją na uwięzi, w planach jest zrobienie kojca- ale kurczę, nie po to chcieliśmy mieć psa, żeby siedział w kojcu albo uwiązany... mamy prawie hektar ogrodzonej łąki, mogłaby biegać do woli...tylko siatka niestety nie jest najmocniejsza...
Chodzi mi też po głowie taki pomysł z pastuchem elektrycznym nowej generacji- taka obroża , która gdy pies się oddali zbytnio wysyła mu impuls elektryczny...
Czy ktos ma jakiś pomysł, radę albo podobne doświadczenia- będę wdzięczna....

i tak jakoś mnie ta Bella smutkiem napawa, że nawet mi się blogować nie bardzo chce, tak więc wybaczcie moją mniejszą aktywność...


ściskam serdecznie
♥

wtorek, 15 maja 2012

Codzienne raz jeszcze i cała kolekcja wariacji

To kolejna wariacja na temat kolczyków o tym kształcie:

Dark Rosa:

Strasznie mi się zawsze podobało określenie "zwyklaczki", którymi dziewczyny nazywały składane przez siebie kolczyki...
Mam nadzieję, że te moje też są takie trochę "zwyklaczkowe", bo to drugie podejście do kolczyków codziennych (jakoś tak nie zgadałyśmy się z zamawiającą, że nie lubi ona muszli, macicy itp. czyli wszystkiego co opalizuje...wiec kolczyki Purple Dream z muszlą Paua nie przypadły jej do gustu :-((.

A te już zostały zaakceptowane, co mnie bardzo cieszy!

w użyciu:

Są stosunkowo nieduże ( 4,5 cm bez bigla), różowa akrylowa łza, sutasz szary i ciemnoróżowy, kilka koralików Jablonex. Srebrne bigle.

Przy okazji postanowiłam zebrać  w jedną całość wszystkie wersje kolczyków o tym kształcie jakie popełniłam. Zebrało się tego 7 szt.!!


No cóż, można powiedzieć, że  nie szczególnie  błyszczę wyobraźnią jeśli chodzi o kształt, ale pocieszam się, że każda para  jest jednak trochę inna...

O Matko, jak jest zimno!!!
a mnie dopadło choróbsko- okropny , suchy, niedający spać kaszel + ZBCC ( dla niewtajemniczonych, to skrót od Zaje...ty Ból Całego Ciała)- dramat totalny.

Mimo wszystko całuski serdeczne

sobota, 12 maja 2012

Szafa w nowej szacie

Szafa miała być skończona w długi majowy weekend, ponieważ jednak upłynął on częściowo pod znakiem Belli i jej choroby, dopiero teraz udało mi się dokończyć ten projekt i oto szafa w nowej wersji "shabby chic":


Szafa przyjechała od mojego brata, u którego robiła za szafę narzędziową w garażu i wyglądała pierwotnie tak:

Miała wyłamane drzwi, bardzo zniszczony fornir, zwłaszcza na bocznych ścianach, ślady po prymitywnych naprawach:

a dół był na tyle uszkodzony ( spróchniały), że trzeba było wzmocnić go deską z każdej strony:

Gdybym miała większe doświadczenie w renowacji mebli, lub była Bestyjeczką, pewnie pokusiłabym się o odzyskanie jej pierwotnej barwy, ale mój domorosły kunszt w tym zakresie pozwolił mi tylko na naprawę szpachlówką większych ubytków,  umycie i odtłuszczenie całej powierzchni i machnięcie na biało.

Po pierwszej warstwie okazało się jednak, że farba żółknie miejscami... no i decyzja- czy zostawiamy, w ramach bardziej zdecydowanego "shabby" czy próbujemy poprzez lakierowanie i ponowne malowanie na biało uzyskać większy "chic"...
Ja wybrałam shabby, w związku z czym informuję, że żółknąca farba to "świadomy efekt" a nie "wypadek przy pracy" ♥


Podobnie rzecz się miała ze śladami po gwoździach, gwoździami i innymi nierównościami- zostają pogłębiając efekt zużycia:


Boczne deski trochę dzięki białej farbie wtopiły się w tło:


Szafa ma przetarte krawędzie, ale nie jest lakierowana, bo chcę żeby nadal czas nad nią pracował i odciskał swe piętno...

Szafa otwiera się nietypowo- w 1/3 swojej szerokości- a jej środek zostawiłam naturalny, malując tylko półki, bo dwie były oryginalne dębowe a dwie musiałam dorobić, wiec byłaby różnica. A tak nawet ciekawiej to, moim zdaniem oczywiście, wygląda:


Jej miejsce docelowe to część jadalniana saloniku, ale na przeniesienie chyba poczeka. Może nie do zimy, ale przynajmniej na spokojniejszy czas w pracy mojego M.

A!!! i jeszcze mały detalik na koniec, byłabym zapomniała...

Była taka myśl, żeby wyjąć szybki i włożyć siatkę  metalową + firaneczki, ale jak się już prawie za to brałam, to przyjżałam się tym szybkom dokładnie i co? zobaczyłam, że są przeurocze- to nie jakieś tam zwykłe esy-floresy, tylko kwiatuszkowy ornament!

 kto ma dobre oko dopatrzy się kwiatka na zdjęciu:


A szybka składa sie z samych takich kwiatuszków więc...
Szybki zostają!


Całuski serdeczne
♥

czwartek, 10 maja 2012

Zobaczcie , kto tu zagląda:


Jest lepiej!! jeszcze bez rewelacji, ale widać rozświetlony koniec tunelu♥.

Już wczoraj się troszkę ożywiła, nawet powąchała miskę, a dzisiaj to nawet cos tam zjadła. No i jest weselsza- co widać na zdjeciu!
Baaaaardzo Wam wszystkim dziękuję, bo Wasza pewność, że będzie dobrze, i te mysli które do nas leciały dawały mi siły do walki o nią. Łapa pokłuta od kroplówek, dupsko i kark od zastrzyków ale to nic!
Żyjemy!

Wszystkim dobrym duszyczkom, które pisały nam słowa otuchy  w podziękowaniu przesyłamy ten majowy bukiet:


Wyobrażacie sobie jak pachnie???

A na koniec jeszcze jedno dzisiejsze  miłe wydarzenie.
jakis czas temu Gosia ( Mama Kini) z bloga Sercem Szyte nieopatrznie wyraziła zachwyt nad moim tworkiem sutaszowym. ja to niecnie wykorzystałam proponując wymianke, i choć Gosia miała troszkę problemów na głowie, zgodziła się uszyc dla mnie dwie śliczne Panienki- prezenty dla chrześnic mojego męża, które mają w tym roku komunię- postanowiłam każda z nich obdarować takim Sercem Szytym prezentem.
I oto sa - dotarły do mnie , ślicznie zapakowane ( czy ten cudny papier to tez Twoje dzieło Gosiu??)
Panienki jak z okienka:


Aż będzie żal je rozdzielać tak się podczas podróży zaprzyjaźniły...

zaglądnijcie do Gosi, bo nie dość, że szyje piękne lale to jeszcze daje każdej osobowość i  ubiera  w pięknie opowiedziana historię...

na swoją część wymianki Gosia musi troszkę poczekać, bo teraz ja nie miałam ani głowy ani weny, ale już jest lepiej i cos tam zaczynam dłubać...

Całuski serdeczne


PS. nadal nie wiemy co było przyczyną, doktor za najbardziej prawdopodobne uznaje zatrucie jakąś chemią... 

wtorek, 8 maja 2012

Bella jest chora...

Kochane moje,

piszę , bo bardzo mi ciężko i smutno, nasza wzięta ze schroniska Bellunia jest chora, i to bardzo- od piątku nic nie je , wymiotuje nawet wodą, która wypiła... od niedzieli jest na kroplówkach, dostaje mnóstwo leków, zrobiliśmy wszystkie badania - próby wątrobowe nieco podwyższone ale nie dramatycznie, jedyny bardzo zły parametr to niski poziom białych ciałek krwi.. RTG w normie...
najprawdopodobniej cos zjadła - w czwartek mieliśmy takiego rodzinnego grilla i coś tam z karkóweczki dostała- ale przeciez pies ze schroniska nie może rozchorować się po kawałku grillowanego mięska! czy może????
nie zjadła tego bógwie ile...
Mam cichutką nadzieję, bo dzisiaj jest jakby lepiej...ale normalnie to jakby powtórka z Gabi... ona też po wzięciu ze schroniska tak strasznie chorowała...

proszę, trzymajcie kciuki!

środa, 2 maja 2012

Wspomnienia wakacyjne- zabawa

Zostałam zaproszona do zabawy pt. Wspomnienia wakacyjne przez artMamowanie.
Bardzo dziękuję, ale od razu muszę się przyznać, że mam spory dylemat- podróże wakacyjne nie sa moją mocna stroną.jakoś tak nie mam potrzeby...
a dodatkowo mój mąż ogrodnik ma w wakacje największy nawał prac, więc tak jakoś nie dążymy... może kiedyś...
Na razie wakacje nasze polegają na wyprawie do dziadków...

Ale muszę przyznać, ze dzięki tej zabawie sięgnęłam do zdjęć sprzed lat, kiedy pracowałam w korporacji, gdzie co roku był jakiś wyjazd tzw. bonusowo-intergracyjny. Kawałek świata udało mi się zobaczyć, ale jak pisałam już kiedyś- wyjazdy bez osób które sa dla nas ważne nie były dla mnie zbyt  pociągające...
I nie jest to z mojej strony fałszywa skromność... ja naprawdę nigdy na te wyjazdy nie jechałam ze szczególną euforią...
No w każdym razie kilka ciekawych wspomnień mam i się z Wami nimi podzielę.
Pierwsze to z wyjazdu na taka małą wysepkę koło Madagaskaru- Re Union- istny raj na ziemi- jest tam wszystko w jednym miejscu- góry, wodospady, piękne plaże, wulkan... naprawdę cudnie...
a moje najciekawsze wspomnienie ( rok 1998):


zrobiłam coś, czego boję się najbardziej na świecie- poleciałam paralotnią...wspaniałe uczucie , ale nie powtarzam!

Kolejna najpiekniejsza rzecz na świecie jaką udało mi się widzieć miała miejsce w Kenii- stado ok. 40 słoni przechodziło przez drogę którą jechaliśmy:


zdjęcie to scan karty z albumu- niestety wtedy jeszcze nie było cyfrówek- to rok 1999.

Kolejnym wspaniałym wspomnieniem jest zabawa z delfinami w Mexyku ( 2000):


a najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłam była kąpiel w gigantycznym przeręblu zrobionym na Morzu Bałtyckim przez lodołamacz:

Było to w 2001 u wybrzeży Finlandii...

Tak więc trochę ciekawych rzeczy mi się w życiu przydarzyło, pamiętajcie jednak, że tylko i wyłącznie dzięki firmie w której pracowałam...
 Gdyby to ode mnie zależało spędzałabym wakacje na hamaczku pod jabłonką z książką i zimnym drinkiem pod ręką...
Teraz , jak mam dzieci myślę trochę inaczej i mam nadzieje, że jak podrosną , to uda nam się kawałek świata im pokazać...

Do zabawy polegającej na opowiedzeniu o swoich najpiekniejszych , najciekawszych wspomnieniach wakacyjnych lub ulubionych miejscach zapraszam ( choc udział nie jest obowiązkowy) :

 Mikę, Konwaliową Bombonierkę, MaryśMalankę, Ewę i Kolczyk-Wisiorek.


Pozdrawiam serdecznie

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...